Sobota... Musiałam Wam o tym powiedzieć, bo przecież nie macie kalendarzy, komórek ani nawet internetu, żeby to wiedzieć, nie? ^.^
Właśnie rozmawiam sobie na FB z pewną osobą... Osobą, za którą poszłabym wszędzie... Osobą, która ma na mnie taki wpływ, jakiego nikt nie miał i zapewne w najbliższym czasie nie będzie miał... Osobą, bez której nie wyobrażam sobie teraz prawidłowego funkcjonowania... Osobą, która sprawia, że odkryłam w sobie potencjał na całkiem niezłą wariatkę... Osobą, która jako jedyna potrafi prosto w oczy wygarnąć mi wszystkie moje wady i niedociągnięcia, a mimo to potrafi je znieść... Osobą, która potocznie nazywana jest najlepszą przyjaciółką, ale dla mnie to chyba jednak znaczy trochę więcej...
Jak się zaczęła ta nasza przyjaźń?
Cóż... Tego sama nie wiem, nie pamiętam po prostu, kiedy to się zaczęło i w jaki sposób. Ale to był typowy przykład: Od nienawiści do miłości...
Pamiętam ten pierwszy dzień w szkole w drugiej klasie, jakby to było dzisiaj... Znowu w mojej retrospekcji pojawi się strój galowy, ale pomińmy proszę ten szczegół, to dla mnie zbyt traumatyczne.
Idę wzdłuż ciasnego korytarza. Mijam gabinet pielęgniarki, cała masa znajomych mi osób wita mnie lub po prostu posyła jakiś blady uśmiech, żeby tylko nie odłączyć się od rodziców i nie zgubić ich w tłumie. ONA też tam stała.
"Pewnie nowa, pewnie trafi do nas"- pierwsza myśl po zobaczeniu jej.
I jak myślałam, tak też się stało. Ach, ta moja przewidywalność.
Na początku były niezłe zgrzyty między nami. Latały każde możliwe obelgi (oczywiście na poziomie uczennic klasy drugiej szkoły podstawowej, więc wyobraźcie sobie, jakie było to głupie). Ja miałam wtedy inną przyjaciółkę, która z biegiem czasu stała się dla mnie kimś zupełnie obcym i znienawidziłam ją szczerze po kilku miesiącach tej "przyjaźni", bo uświadomiłam sobie, że robię to z przymusu.
Zielona szkoła w drugiej klasie- To chyba tutaj się wszystko zaczęło. Ja miałam wówczas pokój z dwiema dziewczynami: Jedną z nich naprawdę lubiłam, a druga była tą właśnie moją "byłą przyjaciółką". Co się tam w pokoju działo, nie będę przytaczała, bo uważam to za głupie, dziecinne i zupełnie niedojrzałe.
I chyba moja przyjaźń z Jossie zaczęła się właśnie wtedy, a rozwinęła w 3ciej klasie, kiedy to postanowiłyśmy razem usiąść i (nawiasem mówiąc) zrobiłyśmy o to całkiem niezłą aferę. I słusznie, jak się okazało, bo siedzimy tak sobie razem już od kilku dobrych lat!
Miewamy wzloty i upadki, ale wydaje mi się, że na rzecz kilku niewielkich sprzeczek żadna z nas nie mogłaby zrezygnować z nocnych rozmów, wieczornych posiedzeń na huśtawkach na placu zabaw, spacerów po lesie, robienia siary w każdym możliwym miejscu, głupawek w najmniej odpowiednich do tego momentach, śmiania się ze wszystkiego na okrągło, wrzeszczenia na garnek podczas gotowania ziemniaków do obiadu... Ach, te wspomnienia...
Takie rzeczy, tylko z Jossie...
Nie wyobrażam sobie, jak teraz wyglądałoby moje życie, gdyby ona nie przeprowadziła się z Warszawy i nie przyszła do naszej szkoły...
Także.... KOCHAM CIĘ, JOSSIE!!!
~Kocia3ek
Ryczę!!!!!!!!! Kocham Cię Bejbe!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :'-) Brak mi słów więc powiem tylko, że nikt nigdy nie napisał dla mnie czegoś takiego i że jesteś naprawdę NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ JAKĄ MOGŁAM MIEĆ I NIE ZASŁUGUJĘ NA CIEBIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJossie
P.S Jeszcze te nasze stare zdjęcia :'-) Lov U!
OdpowiedzUsuńJossie