środa, 10 kwietnia 2013

Seven: The Flag Of Power

Haha!!!
Dzisiaj było zdecydowanie jedno z tych odjechanych popołudni.
Na wstępie chciałabym Was przeprosić, że wczoraj nic nie napisałam, ale po prostu nie miałam co, ponieważ zwykle wtorki w moim wykonaniu są nudne, a potem nie mam siły nic robić...
Za to środy... No niby siedem lekcji w szkole, ale za to po lekcjach można mieć niezłe pole do popisu, zwłaszcza przy takiej pogodzie, jaka zagościła u nas właśnie dziś.
Dobra, ja może zacznę od początku...
Wstałam przed siódmą, zjadłam śniadanie...
Eee... Lepiej zacznę od tego CIEKAWSZEGO początku...
Wyszłyśmy z Jossie ze szkoły, a że po nią mama miała przyjechać dopiero o szesnastej, zdecydowałyśmy się na spacerek. Rzuciłam tylko plecak na korytarz u mnie w domu, oznajmiłam tacie, że wybywam i już po chwili stałyśmy obie w klatce naszego kolegi.
Oczywiście, jak to na nas przystało, już na samym początku była beka, ponieważ, zamiast przywitać się z nim i naszym innym kolegą, zapytałyśmy, czy mają pieniądze. I wiecie co? MIELI!!!
Także no... KIERUNEK- LEWIATAN. CEL- CZEKOLADA. 
Później... Później przeszliśmy się na forty z zamiarem pozostania tam i skonsumowania reszty zakupionej za nieco ponad 3 zł czekolady, jednakże w porę zorientowaliśmy się, że jacyś pizdofile wjechali tam samochodem i Bóg wie, co robili przy bagażniku. Także... Kulturalnie się wycofaliśmy i poszliśmy na orlika, gdzie... Spotkaliśmy Darrrrrrreczka, który grał w piłkę ze swoimi ziomkami. Kiedy latanie za piłką Darrrrrrreczka i wrzeszczenie jego imienia oraz wychwalanie jego"męskości"już nam się znudziło, wróciliśmy się na osiedle, gdzie nasz kumpel Piotr oddawał się rozkoszy jeżdżenia na rolkach. Dołączył się do nas na przyczepkę i szwendaliśmy się razem. I tym starym, indiańskim sposobem doszwendaliśmy się z powrotem pod dom Franciszka, gdzie wszystko się zaczęło...
Tam Pan Piotr zaczął bawić się w SUPERMAN'a i jak porypany latał z jakąś gałązką drzewka iglastego (nawiasem mówiąc: są to rośliny nagonasienne) i drzeć się, że to jego chorągiewka mocy. Ogółem: bawił się w Anię z Zielonego Wzgórza, nadając różne, dziwne nazwy różnym, dziwnym przedmiotom, jak to na prawdziwego super bohatera przystało.
Wymyślił sobie także swoje własne zaklęcie: KAZAM!!!
*Piotrek: KAZAM!!!
Ja i Jossie: KAZAM?!
Piotrek: Kazam ci się otworzyć!
*
Zostaliśmy zaproszeni przez Franciszka, by zobaczyć jego żaby, ryby i inne szpanerskie zwierzaczki, które posiada w swoim akwarium, więc przyszliśmy, powzdychaliśmy nad nimi i poszliśmy.
I co? I Jossie pojechała do domu, ja poszłam do domu, napisałam Wam to wszystko, czego i tak na pewno nie przeczytacie, ale... Yyy... No :)
Także to byłoby na tyle...
Aha... Dziś bez zdjęć, bo nie chce mi się szukać jakichś adekwatnych do sytuacji :)
~Kocia3ek

1 komentarz:

  1. Hahahahahahahahahahahahahaha! :-D
    Nie, no! Nie moge!!!!
    "Zostaliśmy zaproszeni przez Franciszka, by zobaczyć jego żaby, ryby i inne szpanerskie zwierzaczki, które posiada w swoim akwarium, więc przyszliśmy, powzdychaliśmy nad nimi i poszliśmy."
    TO JEST GENIALNE ZDANIE!!!!! Hahahahahahahahaha! Spadłam z krzesła! Genialne!!!!!!!!!!!!!! Suppppperrr to opisałaś.

    Peace (If U Know What I Mean :-D )
    Jossie :-)


    Hahahahahahahaha nie no nie mogę skończyć!!!! Hahahahahahaha!
    Pa :-D

    OdpowiedzUsuń